Wolontariusze Europejskiego Korpusu Solidarności działają w polskich szkołach demokratycznych. Przeczytajcie ultra ciekawy tekst Ester o tym, jakie wyzwania niesie za sobą pobyt w szkole demokratycznej.
„W 2020 roku ukończyłam studia i zostałam nauczycielką. W zeszłym roku pracowałam w różnych szkołach w Barcelonie, a teraz jestem tutaj. Ta szkoła jest tak różna od wszystkich innych, które widziałam wcześniej. Jeszcze nie jestem do niej przyzwyczajona. Czasami nie wiem jak się zachować, zastanawiam się jaka jest moja rola tutaj, co mam robić… Chyba wszyscy wolontariusze zastanawiali się nad tymi pytaniami podczas naszej służby.
Dla mnie życie w szkole zawsze płynie, ale ja jeszcze nie nauczyłam się pływać wraz z nią.
Co mogę robić podczas wolontariatu? Jakie warsztaty mogę tu zorganizować? Czy będę w stanie sprostać poziomowi szkoły? Odkąd tu przyjechałam, myślę o warsztatach i zajęciach, ale czasami jestem zupełnie zagubiona.
Pewnego dnia przyznałam się mojemu wychowawcy, że nie mam pomysłów. „Mam wrażenie, że jestem zagubiona, jak mała rybka w olbrzymim oceanie”. Nauczycielka mi odpowiedziała: „Dobrze, naszym celem będzie przekształcenie tego oceanu w morze”.
Spodobała mi się ta metafora. Moja tutorka zawsze mówi w liczbie mnogiej- „[to] nasz cel”. Więc tak, czasami gubię się w oceanie, ale wiem, że nie jestem sama. Zdałam sobie sprawę, że nadal będę zagubiona, ale w inny sposób.
W ostatnich miesiącach zaczęłam robić własne warsztaty: język hiszpański, gotowanie, wspólna gra na instrumentach z uczniami… Szczerze mówiąc, dołączyło do nich mniej dzieci, niż się spodziewałam. Czasami dołączało do mnie tylko jedno dziecko. Byłam całkowicie zszokowana. „Witamy w szkole demokratycznej”, powiedział do mnie jeden z nauczycieli. To jest tutaj normalne i nie jest to nic osobistego. Wszyscy pracownicy tego doświadczyli. Nauczyciele ostrzegali mnie przed tym, ale kiedy doświadcza się tego samemu, trudno jest poradzić sobie z własnymi uczuciami.
Szczerze mówiąc, boję się słowa „nie”. Boję się zostać sama na warsztatach. Jeśli jakieś dziecko mówi, że nie chce uczestniczyć w moich warsztatach, to nie jest to nic osobistego. Dzieciaki mają swoje zainteresowania, może nie są one takie same jak moje. Może tego konkretnego dnia są zmęczone i wolą robić inne rzeczy. Czy to moja wina? Oczywiście, że nie. Nie jest to również wina dziecka. Jest to część szkoły demokratycznej.
Ale co się stanie, jeśli tylko jedno dziecko weźmie udział w moich warsztatach? Jestem przyzwyczajona do negatywnego postrzegania niskich liczb. Ale tutaj jest inaczej. Kacper (pracownik szkoły) powiedział mi, że jeśli jedno dziecko zapisuje się na moje warsztaty, to znaczy, że to dziecko jest tym naprawdę zainteresowane. Kiedy byłam nauczycielką w zeszłym roku, prowadziłam lekcje dla wielu dzieci, musiały one uczestniczyć we wszystkich zajęciach (było to obowiązkowe), ale czasami nie były tym zainteresowane. Więc teraz się zastanawiam: Czy one się uczyły na tych lekcjach? Czy czerpały z nich radość? Czy nauczyciele zastanawiają się nad motywacją naszych uczniów?
Po rozmowie z Kacprem, on również udzielił mi bardzo dobrej lekcji: nauczyciele i mentorzy są przygotowani do nauczania, ale czasami dzieci nie są gotowe do nauki. Proces jest wolniejszy.
„Czasami nie wiem, co mogę zrobić dla dzieci”, powiedziałam mu. „Rób rzeczy, które są dla ciebie ważne. Rób to, co sprawia ci radość, a dzieci krok po kroku do ciebie dołączą. Jeśli zobaczą, że dobrze się bawisz w szkole, same też będą to robić. Jeśli będziesz dbał o szkołę i ludzi, one też będą to robić. Może pewnego dnia zapytają cię „Co robisz?” i może następnym razem ktoś do ciebie dołączy.”
Tak więc, aby zakończyć ten artykuł, chcę tylko powiedzieć, że jestem tu od trzech miesięcy, ale czasami wciąż jestem tu zagubiony jak w oceanie. To jest normalne, to jest w porządku. Teraz zdaję sobie sprawę, że problemem nie jest ocean czy morze, po prostu muszę się nauczyć w nim pływać.”
Projekt jest współfinansowany przez Europejski Korpus Solidarności.
